Dziś wyjątkowo zamiast co 2-tygodniowego wywiadu artykuł! „Albert Einstein niewątpliwie był geniuszem… marketingowym” – piszą Patrycja Skoczek i Angelina Sielewicz z Działu Marketingu i Komunikacji Łukasiewicz – IMiF. „Był marką, chodzącą reklamą samego siebie. (…) Jest cytowany do dziś, i to niekoniecznie w kontekście stricte naukowym. Komentował równie chętnie bieżące wydarzenia oraz uniwersalne prawdy, choćby te odnoszące się do nieskończoności ludzkiej głupoty i wszechświata. „Chociaż nie jestem jeszcze do końca przekonany co do tego drugiego” – precyzował uczony.
Biegali za nim paparazzi. Tak zresztą powstało słynne zdjęcie, na którym Einstein pokazuje język – miał już zwyczajnie dość fotoreporterów, ale mimo to nadal podchodził do nich z humorem. Dlaczego o tym piszemy? Bo wizerunek tego uczonego mógłby być inspiracją dla dzisiejszych naukowców” – dodają. Oznacza to dokładnie tyle, że autorki chcą wiedzieć większy udział badaczy w życiu, także codziennym. Bo nauka jest potrzebna, gdyż dotyka każdego aspektu naszego życia. Treść całego artykułu dla Nowy marketing znajdziecie w linku.
Nauka jest obecna wokół nas – może to brzmi banalnie, ale stwierdzenie to ma ogromne znaczenie. Jasne, możemy się nią ekscytować, a nawet polemizować z najnowszymi doniesieniami naukowymi. Mamy do tego prawo. Nie możemy jednak powiedzieć, że nas nie dotyczy, bo nauka jest jednym z fundamentów rozwoju oraz podejmowania decyzji politycznych, gospodarczych i osobistych.
Dlatego tak ważne jest, abyśmy dowiadywali się o najnowszych osiągnięciach naukowych, bo nauka daje nie tylko wiedzę do przetrwania (tak, dosłownie), ale i nadzieję. Marketingowcy, PR-owcy i dziennikarze mają dziś odpowiedzialne zadanie przed sobą: rzetelnie przekazywać najnowszą wiedzę, popularyzować ją, prostować przekłamania i walczyć z fake newsami.
Ma świetny marketing, mimo że od dawna nie żyje
Albert Einstein uwielbiał odpisywać na listy dzieci z całego świata. Gdy te skarżyły mu się na problemy z nauką, on im odpowiadał – zgodnie z prawdą zresztą – że jego są większe…
Takie listy nie tylko świadczyły o tym, że Einstein podchodził do dzieci z należytą powagą, nie lekceważył ich, na co – mogłoby się wydawać – mógł sobie pozwolić ktoś o takim nazwisku. Pokazywało to, że doskonale rozumiał swoją rolę jako naukowca, nie tylko wynalazcy, ale i popularyzatora nauki. Dbał także o swój wizerunek;
Nigdy nie użyczam swego nazwiska do celów komercyjnych, nawet wtedy, gdy nie ma obawy, że opinia publiczna będzie wprowadzana w błąd, jak byłoby w tym przypadku. Dlatego zabraniam ci powoływać się na mnie w jakikolwiek sposób – pisał w 1942 roku w liście do Marvina Ruebusha, który poprosił Einsteina o pozwolenie na wykorzystanie jego nazwiska w reklamie leku na ból żołądka.
Albert Einstein niewątpliwie był geniuszem… marketingowym. Był marką, chodzącą reklamą samego siebie. Jego wizerunek oparty był (i nadal jest) nie tylko na charakterystycznych potarganych siwych włosach i trafnych tekstach diagnozujących rzeczywistość.
Jest cytowany do dziś, i to niekoniecznie w kontekście stricte naukowym. Komentował równie chętnie bieżące wydarzenia oraz uniwersalne prawdy, choćby te odnoszące się do nieskończoności ludzkiej głupoty i wszechświata. „Chociaż nie jestem jeszcze do końca przekonany co do tego drugiego” – precyzował uczony.
Biegali za nim paparazzi. Tak zresztą powstało słynne zdjęcie, na którym Einstein pokazuje język – miał już zwyczajnie dość fotoreporterów, ale mimo to nadal podchodził do nich z humorem.
Dlaczego o tym piszemy? Bo wizerunek tego uczonego mógłby być inspiracją dla dzisiejszych naukowców.