Dzisiaj rozmawiamy z naszym ekspertem od technologii krzemowych i projektów europejskich, który opowiada nam o tym, czym się różni od “naukowców z powołania”, udowadnia, że niemożliwe jest możliwe, zdradza też sekrety produkcji przyrządów na płytkach krzemowych. Zapraszamy do niezwykle interesującej lektury!
Panie Doktorze, skończył Pan szkołę ekonomiczną, a mimo to po niej udał się na Politechnikę, by studiować elektronikę i techniki informacyjne. Skąd taka zmiana zainteresowań?
Faktycznie tak było, po szkole podstawowej rozpocząłem naukę w Liceum Ekonomicznym. Mając do wyboru zwykłe liceum ogólnokształcące lub technikum o kierunku „ślusarz”, zdecydowałem się na szkolę ekonomiczną. Motywacja była prosta – aspekty ekonomii i finansów zawsze mnie interesowały, po skończeniu liceum ekonomicznego otrzymałem tytuł „Technik Ekonomista” specjalność „Finanse i Bankowość”, a to już było coś.
Co więcej, po skończeniu szkoły średniej przez pół roku pracowałem w banku i zdobyte tam doświadczenie do dziś bardzo pomaga mi w innym (marketingowo-ekonomiczno-biznesowym) spojrzeniu na sprawy naukowe czy realizację projektów, którego często brakuje „naukowcom z powołania”.
Ale do rzeczy, skąd taka zmiana? Po prostu podczas nauki w liceum odkryłem elektronikę i komputery – które wtedy wchodziły do użytku powszechnego itd. Tak, dziś może się to wydawać zaskakujące, ale na początku lat 90. pojawiły się pierwsze komputery osobiste XT, 286 i 386. W liceum miałem jeszcze maszynopisanie – czyli pisanie na tradycyjnej maszynie ;-) – można się śmiać – plus jest taki, że do dziś potrafię pisać szybko bezwzrokowo na klawiaturze… ot, taka ciekawostka.